Mam nadzieję że nie będziecie miały mi tego za złe. Tego że ostatnio
stworzyłam nowe opowiadanie a po kilku dniach zawiesiłam. Po prostu nie
mam pomysłów.
Ostatnio ktoś złożył mi dość ciekawą choć nietypową propozycję, a ja się zgodziłam. Więcej w zakładce WAŻNE ! Więc zapraszam i mam nadzieję że będziecie mnie wspierać. Bardzo Was o to proszę
-----------> Keine Rose ohne Dornen
Życie to marny żart (zakończony)
poniedziałek, 27 maja 2013
piątek, 3 maja 2013
Rozdział 27
~ ROZDZIAŁ XXVII ~
Minęły dwa tygodnie. Tak ciężkie i trudne dwa tygodnie.Starałam się wrócić do normalnego życia ale nie mogłam. Na ten czas Marco zamieszkał ze mną abym nie była sama. Prawie każdej nocy budzę się z krzykiem bo wspominam to co było i boję się tego co będzie. Mam złe przeczucia. Oddalam się od wszystkich. Nie potrafię nawiązać z nikim kontaktu, chcę być sama, ale nie mogę. Marco i Cody nie odstępują mnie ani na krok. Zwłaszcza Cody po tym co mu powiedziałam że chcę się zabić. Dlaczego on nie potrafi tego zrozumieć? Ja nie chcę nikogo ranić, a moje odejście ułatwiło by wszystkim życie. Siedziałam z Marco na kanapie w salonie ogladając film. Na stole leżał laptop, na którym pojawiło się powiadomienie że dzwoni Cody. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmieszek a ja kliknęłam na ODBIERZ. Gdy wyświetlił mi się obraz z kamery zaniemówiłam. Poczułam że moje serce pęka i rozsypuje się na kilka drobnych kawałków których nikt nie potrafi pozbierać i złożyć w całość. Zobaczyłam Cody'ego przywiązanego do krzesła a obok niego stał C.J.
- Co tak nic nie mówisz? Myślałaś że ten teatrzyk który odstawiłaś załatwi sprawę? Jaka ty jesteś głupia! Masz godzinę. Jeżeli do tego czasu nie przyniesiesz mi pieniędzy to on zginie- powiedział i przyłożył pistolet do jego głowy
- Nie rób tego ! - usłyszałam krzyk bruneta, który po tych słowach został uderzony w brzuch. Połączenie zostało zakończone. Siedziałam wpatrując się w czarny ekran i myślałam co mam zrobić. Muszę zdobyć te pieniądze. Ale mam tylko godzinę. Marco objął mnie ramieniem, ale nie chciałam tego. Odepchnęłam go od siebie i kierowałam się w stronę drzwi.
- Stój! Co ty robisz?!- zapytał łapiąc mnie za rękę
- Jadę tam !
- Gdzie ?!
- Do starej fabryki. Oni tam są!
- Nie puszczę cię samej. Jadę z tobą- nie chciałam już mowić że to zły pomysł i pozwoliłam mu jechać ze mną. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Kazał Marco zostać na zewnątrz a sama ostrożnie weszłam do środka. W ogromnej hali zobaczyłam przyjaciela a obok niego mężczyznę. Nie wytrzymałam i krzyknęłam aby go puścił. Ten gwałtownie się obejrzał a ja podeszłam do nich
- Tak szybko? Nie sądziłem że jesteś w stanie kilkunastu minut załatwić tyle pieniędzy
- Nie mam kasy
- Nie masz ?! To pożegnaj się z przyjacielem!- powiedział i podszedł do bruneta
- Zaczekaj !!! Co ci to da jak go zabijesz? Wtedy już nie załatwię ci pieniędzy a doskonale wiesz że tylko ja jestem w stanie to zrobić
- Chcesz tak bardzo zaryzykować?
- Nie ryzykuję, nie zrobisz tego bo wiesz że mówię prawdę
- Dobra, daruję mu życie i co ?
- Dasz mi dzień. Załatwię forsę. Dwa razy tyle pod warunkiem że zostawisz mnie w spokoju i moich przyjaciół!
- Niech ci będzie- powiedział ze spokojem i odwiązał Cody'ego. Podbiegłam do niego i przytuliłam z całej siły
- Miłość. Ile ludzie są w stanie zrobić dla ukochanej osoby- powiedział mężczyzna uśmiechając się dziwnie. Złapałam bruneta za rekę i kierowaliśmy się w stronę drzwi myśląc że teraz wszystko bedzie dobrze, ale wkroczyła policja.
- Odsuńcie się !- krzyknęłam do nich bo wiedziałam że mogą być z tego kłopoty, ale nie zareagowali.
- Czyli tak to sobie wymyśliłaś?!- usłyszałam wołania i się odwróciłam i zobaczyłam skierowany pistolet w moją stronę. Padł strzał. Jeden. Pojedynczy. Krótki. Później słychać było cichy
jęk. Cody złapał się za serce i upadł z łoskotem na ziemię. Nie mogłam w to uwierzyć co się stało przed kilkoma sekunadami. Chciałam aby to był tylko zły sen, ale on okazał się rzeczywistością. Podbiegłam do niego delikatnie podnosząc.
- Proszę nie rób mi tego. Nie umieraj!
- Już czas..
-Kochasz mnie?
-Kocham.-odpowiedział.
-Co byś więc dla mnie zrobił?
-Mógłbym umrzeć.-oparł spokojnie.
-Kłamiesz. Gdybyś mnie kochał nigdy byś mnie nie opuścił.
-Co byś więc dla mnie zrobił?
-Mógłbym umrzeć.-oparł spokojnie.
-Kłamiesz. Gdybyś mnie kochał nigdy byś mnie nie opuścił.
- Maja tak bardzo cię kocham. Obiecaj mi że będziesz silna gdy ja odejdę. Że będziesz szczęśliwa
- Jak mam być szczęsliwa gdy ciebie nie będzie?- mówiłam cały czas roniąc łzy bólu i smutku
- Będę tylko nie tak jak do tej pory.
- Boję się
- Czego się boisz?
- Tego co będzie. Nie chcę żyć gdy ciebie nie będzie...Zrobię to i bedziemy razem..
- Nie! Chcesz popełnić samobójstwo przeze mnie?
- Tak....
- Wiesz co, szczerze to nie rozumiem samobójców. Bo żeby żyć trzeba mieć odwagę, a samobójcy tchórze, narcystyczni egoiści którzy myslą że wszytsko się kręci wokół nich. Jak można odebrać sobie najcenniejszy dar jaki się ma? Jak można zrobić to sobie i najbliższym ludziom? Nie rozumiem tego, bo życie jest po to żeby dawać innym ludziom jak najwięcej
- Dlaczego mi to mówisz?!
- Żeby ci uświadomić że ty tego nie chcesz zrobić. Nie jestes taka. Nie jesteś samobójczynią.
- Jestem...
- Nie Maja. Ty chcesz żyć. Musisz żyć. Zrób to dla mnie. Bądź szczęśliwa bo tego chcę najbardziej.
- Cody...
- Kocham cię Maja...- jego powieki opadły i zasnął. Zasnął na zawsze....Zostawił mnie samą...
***
To co się wydarzyło zmieniło nasze życie całkowicie. Boję się o nią. Boję się że ponownie będzie chciała targnąć na swoje życie. Dzisiaj miał się odbyć pogrzeb. Dziewczyna siedziała na krzesle trzymając w palcach biała tablętkę i uważnie się jej przyglądała. Usiadłem na przeciw niej
- Chcesz to zrobić?- zapytałem a ta nadal wpatrywała się w tabletkę
- Chcę ale nie mogę. Chciał abym żyła i zrobię to dla niego. Postaram się normalnie funkcjonować i zapomnę o przeszłości. Ale nie zapomnę o nim, bo... bo go kocham
- Tęsknisz za nim?
- Tak, a najgorsze jest to że go więcej nie zobaczę. Nie będę mogła go przytulić, poczuć jego perfum który doprowadzały mnie do zawrotów głowy. Pozostają mi tylko wspomnienia
- Wspomnienia są zawsze żywe
- Dlaczego tu jesteś? Jesteś ze mną?
- Bo cię kocham Maja
- Nawet po tym co ci zrobiłam? Cały czas cię ranię
- Tak, bo miłość jest najsilniejsza
- Mam nadzieję że kiedyś pokocham cię tak bardzo jak ty pokochałeś mnie...
Powiedziała i podeszła siadając mi na kolanach, a ja mocno ją przytuliłem i pocałowałem w czoło. Postanowiliśmy się zbierać i udaliśmy się na cmentarz...
***
Dotarliśmy na miejsce. Było mnóstwo ludzi. Wszyscy bardzo go lubili. Podeszłam jak najbliżej jego grobu i rozpłakałam się. Nie dociera do mnie że jego tu nie ma. Marco mnie przytulił abym poczuła się bezpiecznie. Na pogrzebie był też Mario, który nie mógł również uwierzyć w to co się stało. Przyjaciele poprosili mnie abym coś powiedziała, bo z nas wszystkich ja byłam najbliżej niego. Gdy wszyscy już dotarli oddano mi głos
- Chcę wam bardzo podziękować za to że tu przybyliście. Cody był wyjatkowy, był dla nas bardzo ważny. Nadal do mnie nie dociera że go tutaj nie ma z nami. Chociaż jest. Jest i patrzy z góry na nas i na pewno nie chce abyśmy się smucili. Był wesołym, radosnym i pomocnym chłopakiem. Dzięki niemu się zmieniłam. On mnie zmienił. Był dla mnie jak narkotyk. Bez niego nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Uzależniłam się od niego. Od jego usmiechu, głosu i jego obecności obok mnie. Tak wiele mnie nauczył, przede wszystkim nauczył mnie żyć i cieszyć się zwykłymi drobnostkami w codziennym życiu. Wiem że teraz patrzysz na mnie i mnie słuchasz. Najbardziej boli mnie to że byłam tak blisko ciebie, miałam tak wiele do powiedzenia i patrzyłam jak odchodzisz. I nigdy się nie dowiesz co mogło być i nie zobaczysz ze kochać cię to to co próbowałam robić. Nie zdążyłam ci tego powiedzieć. Ty mi to powiedziałeś, nie raz nie dwa, ale ja nie zdążyłam. Nikt nie chciał takiego zakończenia. Chcieliśmy abyś żył i gdyby nie ja byłbys tu z nami. To moja wina. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Tak bardzo chciałabym mieć cię tutaj przy sobie, ale to nie możliwe. Każdego dnia będę cię wspominac i z każdym dniem będę cię coraz mocniej kochać. Wiem że bedziesz zawsze przy mnie. Będziesz moim Aniołem Stróżem. Tęsknimy za tobą....- powiedziałam i połozyłam wiązankę kwiatów na trumnie. Wszyscy już poszli a ja nadal tam zostałam. Stałam i patrzyłam. Ile bym dała aby znów był przy mnie....
***
Minęły dwa lata. Jej życie zmieniło się nie do poznania. To już nie jest ta sama dziewczyna co wtedy. Początki były trudne. Nie mogła się otrząsnąć po smierci Cody'ego ale miała przy sobie kogoś kto ją wspierał. Marco Reus. Ona go pokochała na nowo. On kochał ją nadal. Przez pierwsze pół roku codziennie chodziła i na cmentarz i spedzała tam czas godzinami. Ale nauczyła się życ bez niego. Skończyła z nałogiem, znalazła dobrą pracę i kibicowała swojemu ukochanemu. Byli ze sobą nareszcie szczęślwi. To co było to przeszłość. Reus nie będzie ojcem. Caroline go oszukała. To nie on miał byc ojcem jej dziecka. Z miłości do niego była gotowa zrobić wszytsko aby ten do niej wrócił. Ale to nie miało przyszłości. On kochał tylko Majkę. Ich związek jest przykładem że prawdziwa miłość przezwycięży wszystko. Są wzloty i upadki, ale maja siebie. Za dwa miesiące ma się odbyć ich slub. To będzie ich nowe życie. Nowy początek. Majka rozpocznie życie u boku mężczyzny który kocha ją ponad wszystko. Ale nie zapomni o nim. Ten uroczy chłopak zarezerwował sobie w jej sercu wyjatkowe miejsce.
Życie jest jedno. I to od ciebie zależy jaką drogę wybierzesz i jak zechcesz żyć...
Gdy Marco pyta: Kocham Cię. Prawda czy Fałsz? Ona zawsze odpowiada Prawda...
Życie jest jedno. I to od ciebie zależy jaką drogę wybierzesz i jak zechcesz żyć...
Gdy Marco pyta: Kocham Cię. Prawda czy Fałsz? Ona zawsze odpowiada Prawda...
KONIEC
***
nie wierzę że to już koniec...tak bardzo przywiązałam się do tego opowiadania...
chcę podziękować WSZYSTKIM którzy czytali i komentowali moje wypociny...pisałam dzięki Wam i piszę nadal...nie wiem co mogę jeszcze napisać... po prostu DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA <333
jeśli podoba Wam się to co piszę to zapraszam --->http://lewy-go-away.blogspot.com/
a teraz mam jeszcze do Was ogromną prośbę a mianowicie: jest pewien fantastyczny blog ale dziewczyna ze względu na małą ilość komentarzy go zawiesiła. i moja prośba brzmi tak aby każdy kto komentuje mojego bloga skomentował też tamten.http://nieeogarniam.blogspot.com/ liczy się nawet ten najkrótszy komentarz, jedno słowo. mam nadzieję że spełnicie moją prośbę. Wiem że mogę na Was liczyć!
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO!
czekam na komentarze !
pozdrawiam
Pyśka ;*
środa, 1 maja 2013
Rozdział 26
~ ROZDZIAŁ XXVI ~
Mogę mu zaufać. Tylko jemu. On zrozumie, nie odejdzie. Będzie przy mnie bez względu na wszystko. Chcę aby już wiedział o mnie dosłownie wszystko. Spojrzałam na niego i przysunęłam się bliżej. Wzięłam głeboki oddech i zaczęłam mówić
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Powiem ci prawdę o sobie. Wiem że może być to dla ciebie trudne ale pozwól mi powiedzieć do końca- przytaknął głową zgadzając się- Wszystko zaczęło się od mojego wyjazdu do Londynu gdy miałam 16 lat. Dostałam się do bardzo dobrej szkoły i miałam duże szanse na to by stać się kimś. Poznałam pewnego chłopaka na imprezie u koleżanki. Wtedy miałam trochę trudny okres a ten mi zaproponował coś na " rozluźnienie się". Wtedy wszystko sie zaczęło. Nie mogłam wytrzymać dnia bez chociaż jednej dawki. Potem doszły papierosy, alkohol. Spotykałam się z tym chłopakiem do momentu gdy nie zobaczyłam go całującego się z moją przyjaciółką. Wstrząsnęło to mną ogromnie i nie chciałam go znać. Wsiadłam za kierownicę samochodu. Byłam pijana i pod wpływem narkotyków. Było ciemno i nie zauważyłam małej dziewczynki jak przechodziła przez przejście. Potrąciłam ją. Ledwo zdołałam wysiąść z samochodu i nie wiedziałam co robić. Zatrzymał się ktoś i bez słowa zaciagnął mnie do własnego auta. Nie wiedziałam co sie dzieje i nie mogłam zareagować. W pewien sposób mi pomógł bo nie poniosłam żadnych konsekwencji. Okazał się być dilerem. Od niego dostawałam towar. Wszystko co się działo w tamtym czasie zaczęło mnie przerastać i chciałam z tym wszytskim skończyć. Uwolnić się od tego człowieka. Poszłam do niego powiedzieć mu by mnie zostawił ale wszystko poszło za daleko. Byłam bezradna. Zaczął mnie rozbierać, dotykać aż w końcu.... mnie zgwałcił. Udało mi się uciec ale nie na długo. Odnalazł mnie i zażądał pieniędzy których nie miałam. Złożył propozycję. Będzie dawał mi towar, nie chce zwrotu pieniędzy pod warunkiem że będę na każde jego wezwanie. Zgodziłam się. To był mój błąd. Oddawałam mu swoje ciało za kilka gramów jakiegoś cholerstwa. Uwikłałam się w to na całego. Skończyłam szkołe i wróciłam do Dortmundu. Chciałam zacząć wszytsko od nowa ale mnie odnalazł. Nie raz myślałam żeby ze sobą skończyć ale poznałam ciebie i to wszystko zmieniło.
- A twoi rodzice ? Nie pomogli ci?- zapytał po czym mnie objął
- Nie mam rodziców. Wyrzekli się mnie bo po co im córka narkomanka
- Nie wiem co mogę teraz powiedzieć. Ale dlaczego zdecydowałaś się taki krok, dlaczego chciałaś mnie zostawić?!
- Po to aby cię chronić. Wiedzą już o tobie. Jeżeli nie zdobędę pieniędzy to cię zabiją. Oni są zdolni do tego. Nie mogłam narazać ciebie na takie niebezpieczeństwo, a moje samobójstwo było rozwiązaniem.
- Majka, nic mi się nie stanie, potrafie o siebie zadbać. Nie załatwisz tych pieniędzy tylko zgłosisz to na policję
- Nie bo to pogorszy sytuację. Wtedy ja tez będę mieć problemy za to co kiedyś robiłam. Nielegalny handel narkotykami, wspołpraca z dilerami, zabójstwo- skończę w więzieniu.
- To co zamierzasz zrobić?
- Dokończyć to co zaczęłam. Pozwól mi odejść.
- Maja o czym ty mówisz?- zapytał łamliwym głosem patrząc na mnie
- Jeśli mnie kochasz to pozwól mi odejść ale tak raz na zawsze. Pozwól mi umrzeć.
- Nie, nigdy ci na to nie pozwolę bo cię kocham. Kocham w tobie wszystko, twój dotyk dłoni, twój głos, twój uśmiech. Bez ciebie to ja nie żyję
- Ale ja nie potrafię żyć, nie chcę, chcę odejść..- mowiłam roniąc kolejne łzy
- Potrzebuję Cię.
- Cody...- Błagam Cię...Proszę…
Dzisiaj Maja miała opuścić szpital. Można powiedzieć że doszła do siebie ale zmieniła sie. Bardzo. Już nawet Cody nie jest w stanie jej rozweselić. Nie przypominam sobie kiedy widziałem na jej twarzy uśmiech. Ubierałem właśnie buty gdy otrzymałem wiadomość.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Powiem ci prawdę o sobie. Wiem że może być to dla ciebie trudne ale pozwól mi powiedzieć do końca- przytaknął głową zgadzając się- Wszystko zaczęło się od mojego wyjazdu do Londynu gdy miałam 16 lat. Dostałam się do bardzo dobrej szkoły i miałam duże szanse na to by stać się kimś. Poznałam pewnego chłopaka na imprezie u koleżanki. Wtedy miałam trochę trudny okres a ten mi zaproponował coś na " rozluźnienie się". Wtedy wszystko sie zaczęło. Nie mogłam wytrzymać dnia bez chociaż jednej dawki. Potem doszły papierosy, alkohol. Spotykałam się z tym chłopakiem do momentu gdy nie zobaczyłam go całującego się z moją przyjaciółką. Wstrząsnęło to mną ogromnie i nie chciałam go znać. Wsiadłam za kierownicę samochodu. Byłam pijana i pod wpływem narkotyków. Było ciemno i nie zauważyłam małej dziewczynki jak przechodziła przez przejście. Potrąciłam ją. Ledwo zdołałam wysiąść z samochodu i nie wiedziałam co robić. Zatrzymał się ktoś i bez słowa zaciagnął mnie do własnego auta. Nie wiedziałam co sie dzieje i nie mogłam zareagować. W pewien sposób mi pomógł bo nie poniosłam żadnych konsekwencji. Okazał się być dilerem. Od niego dostawałam towar. Wszystko co się działo w tamtym czasie zaczęło mnie przerastać i chciałam z tym wszytskim skończyć. Uwolnić się od tego człowieka. Poszłam do niego powiedzieć mu by mnie zostawił ale wszystko poszło za daleko. Byłam bezradna. Zaczął mnie rozbierać, dotykać aż w końcu.... mnie zgwałcił. Udało mi się uciec ale nie na długo. Odnalazł mnie i zażądał pieniędzy których nie miałam. Złożył propozycję. Będzie dawał mi towar, nie chce zwrotu pieniędzy pod warunkiem że będę na każde jego wezwanie. Zgodziłam się. To był mój błąd. Oddawałam mu swoje ciało za kilka gramów jakiegoś cholerstwa. Uwikłałam się w to na całego. Skończyłam szkołe i wróciłam do Dortmundu. Chciałam zacząć wszytsko od nowa ale mnie odnalazł. Nie raz myślałam żeby ze sobą skończyć ale poznałam ciebie i to wszystko zmieniło.
- A twoi rodzice ? Nie pomogli ci?- zapytał po czym mnie objął
- Nie mam rodziców. Wyrzekli się mnie bo po co im córka narkomanka
- Nie wiem co mogę teraz powiedzieć. Ale dlaczego zdecydowałaś się taki krok, dlaczego chciałaś mnie zostawić?!
- Po to aby cię chronić. Wiedzą już o tobie. Jeżeli nie zdobędę pieniędzy to cię zabiją. Oni są zdolni do tego. Nie mogłam narazać ciebie na takie niebezpieczeństwo, a moje samobójstwo było rozwiązaniem.
- Majka, nic mi się nie stanie, potrafie o siebie zadbać. Nie załatwisz tych pieniędzy tylko zgłosisz to na policję
- Nie bo to pogorszy sytuację. Wtedy ja tez będę mieć problemy za to co kiedyś robiłam. Nielegalny handel narkotykami, wspołpraca z dilerami, zabójstwo- skończę w więzieniu.
- To co zamierzasz zrobić?
- Dokończyć to co zaczęłam. Pozwól mi odejść.
- Maja o czym ty mówisz?- zapytał łamliwym głosem patrząc na mnie
- Jeśli mnie kochasz to pozwól mi odejść ale tak raz na zawsze. Pozwól mi umrzeć.
- Nie, nigdy ci na to nie pozwolę bo cię kocham. Kocham w tobie wszystko, twój dotyk dłoni, twój głos, twój uśmiech. Bez ciebie to ja nie żyję
- Ale ja nie potrafię żyć, nie chcę, chcę odejść..- mowiłam roniąc kolejne łzy
- Potrzebuję Cię.
- Cody...- Błagam Cię...Proszę…
***
Marco musisz sam odebrać Majkę ze szpitala. Coś mi wypadło. Wiem że teraz nic nie jest ważniejsze od niej ale to coś pilnego. Postaraj się mnie jakoś wytłumaczyć. Przyjdę do niej jak tylko będę mógł. Cody
Byłem zaskoczony ową wiadomością, ale nie zwlekając pojechałem do szpitala. Wszedłem na salę i ujrzałem zapłakaną dziewczynę. Podszedłem aby ją przytulić. Tak bardzo bolał mnie ten widok.
- Gdzie Cody?
- Nie mógł przyjechać, ale powiedział że przyjdzie do ciebie najszybciej jak będzie mógł.
- Powiedział co się stało?
- Nie ale to pewnie cos ważnego skoro nie mógł przyjechać. Chodź odwiozę cię do domu.- złapałem ją za rękę i opuściliśmy szpital
***
Widzę jak Marco się stara, ale nie potrafię go pokochać tak bardzo jak kocham Cody'ego. Muszę to zakończyć jak najprędzej aby go jeszcze bardziej nie ranić. Weszłam do mieszkania po którym się uważnie rozejrzałam
- Chcesz się położyć?- usłyszałam pytanie blondyna który podszedł i mnie objął
- Nie, nie chcę- odparłam chłodno- Usiądź, musimy porozmawiać- zrobił to co nakazałam i chciałam usiąść obok niego ale zauważyłam kartkę która wypadła z jego kurtki. Blondyn nerwowo się poderwał ale to ja pierwsza wzięłam do ręki zdjęcie...Spojrzałam na nie i zaniemówiłam. To było USG ciąży ....Caroline! Nie mogłam w to uwierzyć
- Marco...?
- Maja, wszystko ci wyjaśnie
- Co chcesz wyjaśniać?! Powiedz prawdę!
- Prawda jest taka że Caroline jest w ciązy a ojcem jestem prawdopodobnie ja
- Jak mogłeś!- dałam mu w twarz po czym wybiegłam z mieszkania. Pobiegłam do parku do miejsca gdzie poznałam Cody'ego. Nie wiedziałam co mam robić. Nie chcę być z Marco ale zabolało mnie to że zostanie ojcem i o niczym mi nie powiedział. Ktoś się przysiadł. Chciałam aby tu był i jest.
- Maja, co znowu się dzieje?
- Będzie ojcem. Nic mi nie powiedział.
- Nie chciał cię martwić
- Bronisz go?!
- Sam sie dziwię ale tak, po co miałby cię okłamywać czy coś. Nie chciał abyś znowu przeżyła coś takiego. To że będzie ojcem niczego nie zmienia. Kochacie się i to jest najważniejsze. A teraz wracajmy do domu.- popatrzyłam na niego i mocno przytuliłam. Po kilku minutach poszliśmy do mnie
- Sam sie dziwię ale tak, po co miałby cię okłamywać czy coś. Nie chciał abyś znowu przeżyła coś takiego. To że będzie ojcem niczego nie zmienia. Kochacie się i to jest najważniejsze. A teraz wracajmy do domu.- popatrzyłam na niego i mocno przytuliłam. Po kilku minutach poszliśmy do mnie
***
Tak bardzo się o nią martwiłem. Chodziłem po jej mieszkaniu z nadzieją że zaraza ją ujrzę. Nie chciałem nawet myśleć że coś mogło się stać. Nie mogłem do niej zadzwonić bo zostawiła telefon, a Cody też nie odbierał. Usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi. Stała z nim w przejściu do salonu
- Maja tak bardzo się martwilem- podszedłem całując ją w czoło- Cody, dzięki
- Nic nie mów. Teraz powinienem dać ci w mordę, a ja ciebie broniłem. Jeżeli jeszcze raz zobaczę że ona płacze przez ciebie to będziesz miał ze mną do czynienia!- oznajmił mi i był bardzo przekonywujący. Pożegnał się z przyjaciółką i wyszedł.
- Czy możesz znowu mi wybaczyć? Nie wiedziałem co robię, nie chciałem Cię zranić. Nie chcę Cię stracić. Spójrz w moje oczy, przepraszam. Potrzebuję Cię bo cię kocham- powiedziałem po czym namietnie ją pocałowałem i długo trwaliśmy w tym pocałunku...Cieszyliśmy się tą chwilą, ale nie mieliśmy jeszcze pojęcia co się wkrótce wydarzy. Co przyniesie nam los...Jak nasze życie bardzo się zmieni...
***
to już przedostatni... jejku koniec tak blisko...
ostatni rozdział będzie bardzo emocjonujący i dramatyczny ....
tylko tyle mogę zdradzić ... czekam na Wasze komentarze
pozdrawiam
Pyśka
niedziela, 28 kwietnia 2013
Rozdział 25
~ ROZDZIAŁ XXV ~
Ten rozdział dedykuję wyjątkowej osobie, która czyta i komentuje każdy mój rozdział,
ale nie tylko. Która mnie wspiera i podtrzymuje na duchu.
Dla Izy Tarnoś <3
***
Nie mogę tego wszystkiego tak zostawić. Nie mogę się poddać. Muszę o nią walczyć. Kocham ją jak szaleniec i nie pozwolę jej tak łatwo odejść. Dojeżdżałem samochodem pod jej blok, gdy coś mnie zaniepokoiło. Na podjeździe stała karetka i tłum ludzi. Wysiadłem prędko i chciałem się czegoś dowiedzieć. Niedaleko stała kobieta, jak dobrze pamiętam sąsiadka Majki. Obok stał ratownik podający jej chyba jakieś leki na uspokojenie. Podszedłem do niej. Może ona mi powie co się stało.
- Przepraszam panią, co się tutaj wydarzyło?
- Ona już dawno się tak nie zachowywała. Zawsze była cisza, ale nie dzisiaj. Usłyszałam głośną muzykę, która przeszkadzała mieszkańcom więc poszłam do niej- kobieta mówiła zapłakanym głosem- Drzwi były otwarte więc weszłam i...i... się przeraziłam. Leżała na łózku we krwi. Mocno pokaleczona. Nieprzytomna. Obok żyletki, opakowania po lekach Jak najprędzej wezwałam pogotowie i ją zabrali.- po tych słowach poczułem jak serce podchodzi mi do gardła. Biegłem do samochodu przeciskając się przez tłum gapiów i pojechałem do szpitala. Nie patrzyłem czy jest zielone czy czerwone światło. Musiałem tam być jak najprędzej. W szpitalu zaczepiłem kilka pielęgniarek aby się czegoś dowiedzieć. Jedna z nich zaprowadziła mnie do ordynatora. Ten zaprosił mnie do gabinetu i kazał usiąść, wskazując krzesło naprzeciw niego.
- Pan jest kimś z rodziny?
- Nie, ale jestem jej chłopakiem. Co z nią? Proszę mi powiedzieć że ona żyje...
- Tak zyje. W ostatniej chwili udało się ją uratować. Wiem że to co teraz powiem może byc dla pana szokiem, ale niestety. To była próba samobójcza
- Słucham?! Nie to nie możliwie, ona nigdy by..
- Rozumiem pana zdenerwowanie. Taka jest opinia psychologa.
- Jak to..
- To nie był przypadek. To było staranie obmyślone. Wiedziała co ma zrobić. W jej krwi wykryto mieszkankę leków odurzających, heroiny i kokainy połączonych ze sporą dawką alkoholu. Okaleczenia to tylko dopełnienie do tego wszytskiego. Czy pan wie co mogło ją skłonic do tak brutalnego posunięcia?
- Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia, ale ostatnio z nią było wszystko w porządku, chociaż...
- Chociaż?-
- Ostatnio wspominała że się czegoś boi, że może stać się coś złego
- Powiedziała konkretnie co ma na myśli?
- Nie, niestety nie.
- Jest na sali. Teraz wszystko zależy od pana czy będzie w stanie wrócić do życia, czy będzie chciała. Osoby które decydują się na próbę samobójczą zamykają się w sobie, nie reagują na nic. To wymaga czasu, cierpliwości
- Rozumiem, zrobię wszystko co będę mógł- odparłem i udałem się do sali w której przebywała. Delikatnie otworzyłem drzwi i wszedłem do środka aby jej nie przestraszyć. Usiadłem na łózku, ale ona nie reagowała. Wpatrywała się w okno a z jej oczu płynęły łzy
- Maja skarbie, jestem przy tobie, wszystko będzie w porządku. - nadal nic. Nawet nie drgnęła. Położyłem dłoń na jej dłoni by wiedziała że jestem. Starałem sie coś do nie mówić ale to nic nie dawało. Brak reakcji z jej strony. Wiedziałem że jestem bezradny. Że ja nic nie mogę zrobić. Ale jest ktoś kto do niej dotrze, kto jej pomoże. Tylko on ma jakikolwiek wpływ na dziewczynę. Wstałem z łóżka i pojechałem do niego. Nie miałem wyjścia...
***
Poszedł. Może na zawsze. Może tu nie wróci. Bo po co ? On cierpi przy mnie, a ja nie potrafię przestać go ranić. Nigdy nie będę normalna, jak zwykła dziewczyna. Moja przeszłość mi na to nie pozwoli. On nie może być ze mną. Nie moze zniszczyć sobie życia przy mnie. On jest kimś. A ja ? Nikim. Narkomanka, która jeszcze kilka godzin chciała się zabić, i nadal tego chce. Czeka tylko na odpowiedni moment. Spróbuje kolejnego podejścia. I tak w kółko aż nie dokończy swego dzieła. Patrzyłam na swoje dłonie, ręce, mocno okaleczone, owiniete bandażami. To mógł być mój koniec. Ale nie wyszło. Podobno do trzech razy sztuka... Chcę się zabić aby nie ranić innych. Chcę by zapomnieli o mnie i mieli normalne życie. Ja stwarzam problemy. Pragnę swego końca...
***
Dzwoniłem do drzwi, ale cisza. Nikt nie otwierał. Po kilku minutach zobaczyłem go w drzwiach zaskoczonego moją wizytą o tak późnej porze. Bez pytania wszedłem do jego mieszkania.
- Co ty tu robisz?
- Ubieraj się. Jedziesz ze mną
- Ciekawe dokąd?
- Do Majki, ona cię teraz potrzebuje
- Nie Marco, ma Ciebie i to jej wystarcza.
- Przestań pieprzyć, ja doskonale wiem że ją kochasz a ona ciebie. I teraz właśnie ciebie potrzebuje a nie mnie
- O co ci chodzi do cholery?!
- O nic! Chciała się zabić!- wykrzyczałem a on zamilkł, nie powiedział ani słowa. Zlapał sie za głowę i krążył po pokoju
- Ale jak? Kiedy? Dlaczego?
- Nie wiem, nie mam z nią kontaktu, tylko ty jesteś w stanie do niej dotrzec, jesteś jedyną nadzieja- spojrzał na mnie, wziął bluzę i poszliśmy do samochodu. Całą drogę milczeliśmy. Żaden z nas nie wiedział co powiedzieć. Zaprowadziłem go pod drzwi sali a ja sam zostałem na korytarzu. Spojrzałem tylko przez szybę i wiedziałem że to ON jest jej nadzieją, miłością i oparciem. Nie ja. Ja nigdy dla niej nie będę tak wązny jak Cody.
***
Leżałam na łóżku cały czas wpatrując się w szarą rzeczywistość jaka była za oknem szpitala. Poduszka była przemoczona od łez. Usłyszałam kroki. To nie Marco. To on. Powolnym krokiem zbliżał się do mnie. Gdy zobaczyłam momentalnie wstałam podbiegając do niego. Chciałam aby mnie przytulił. Aby tu był i nigdy nie zostawiał mnie samej. Czułam bijącego od niego ciepło, jego ciało blisko mojego. Brakowało mi tego. Przytulił mnie mocno i nie puszczał. Wiedział że tego potrzebuję. Kierowały mna tak silne emocje nad którymi nie mogłam zapanować. Płakałam jak histeryczka, bo cały czas myslałam o tym co było, co jest i co będzie. O tym co muszę zrobić. Muszę chronić ludzi których kocham
- Majka, dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego chciałaś mnie zostawić samego?
- Żeby cię chronić, abyś był bezpieczny
- O czym ty mówisz? Przecież jestem bezpieczny
- Nie gdy jesteś ze mną, nie chcę aby ci się coś stało przeze mnie. Chciałam się zabić bo tylko to przyszło mi do głowy, tylko takie rozwiązanie
- To nie jest żadne rozwiązanie! Nie możesz więcej tak robić, rozumiesz? Masz mnie, masz Marco, nie pozwolimy aby ci się coś stało!
- Mogę ci zaufać?
- Wiesz że tak
- Chcę ci opowiedzieć moją historię. Chcę abyś wiedział o mnie wszystko...
***
Samobójstwo. Ucieczka od problemów czy ratunek przed tragicznym życiem?
***
mam nadzieję że Was nie zawiodłam...dziękuje za wszystkie komentarze...
nie wiem ile będzie wszystkich rozdziałów ale tak liczę że ok 30...
pozdrawiam
Pyśka ;*
ps. zapraszam na mojego nowego bloga http://lewy-go-away.blogspot.com/
czytajcie, komentujcie i obserwujcie <3
ps. zapraszam na mojego nowego bloga http://lewy-go-away.blogspot.com/
czytajcie, komentujcie i obserwujcie <3
sobota, 27 kwietnia 2013
Zapraszam ;)
Chciałabym Was zaprosić na mojego nowego bloga :http://lewy-go-away.blogspot.com/
Jak na razie są tylko bohaterowie ale już niedługo może nawet dzisiaj prolog. Od razu mówię że tutaj rozdziały będą rzadziej dodawane ze względu na to że prowadzę jeszcze jednego bloga, który niedługo zakończę. Więc serdecznie zapraszam i mam nadzieję że się Wam spodoba i będziecie czytać i komentować !
Pozdrawiam
Pyśka
piątek, 26 kwietnia 2013
Rozdział 24
~ ROZDZIAŁ XXIV ~
Co się stało ? Dlaczego tu jestem ? A tak właściwie gdzie jestem ? Jak długo się tu znajduję? Podniosłam powieki i jak zza mgły do moich oczu docierały promienie wschodzącego słońca. Lekko uniosłam głowę by sprawdzić gdzie jestem. Kilka metrów dalej na drewnianym krzesle siedział mężczyzna. Nie kto inny jak C.J.
- Czego chcesz ?!- krzyknęłam
- Skarbie nie denerwuj się tak, mówiłem przecież że niedługo się odezwę, prawda?
- Więc pytam ponownie czego chcesz? Czemu mnie tu trzymasz ?
- Bo jak chwile tu posiedzisz to zmiękniesz i coś dla mnie zrobisz.
- Dla ciebie nic !!
- A mi się wydaje że tak. Daj zdjęcia- powiedział do drugiego mężczyzny i podszedł do mnie
- Poznajesz? Zapewne tak. Nie powiem przystojny, zabawny, z pasją. Pasujecie do siebie. Chyba ty też tak myślisz, bo spójrz na te zdjęcia. Naprawdę słodko razem wyglądacie
- Skąd masz te zdjęcia? Śledziłeś nas ?!
- Juz tam od razu śledziłeś, można powiedzieć że się na was natknąłem kilka razy. Chyba nie chciałabyś aby temu chłopaczkowi się coś stało?
- Nie zbliżaj się do niego!
- Martwisz się o niego bardziej niż o swojego chłopaka? Reusowi nic nie grozi, możesz być spokojna, nie pcham się tam gdzie mogę sobie narobic problemów. Ale ten, czekaj jak mu jest? Cody, tak? Duzo jesteś w stanie zrobić aby mu się nic nie stało?
- Czego chcesz?!!
- Potrzebuję kasy, dużo kasy, a ty mi ją załatwisz
- Nie ma mowy, nie skombinuję dla ciebie forsy
- Zobaczymy, masz czas do wieczora na podjęcie decyzji. Pomyśl o przyjacielu...Chyba nie chcesz aby cierpiał przez ciebie?- odparł i wyszedł trzaskąjąc drzwiami. Nadal nie wiedziałam gdzie jestem. Co ja mam zrobić? Nie mogę dopuścić aby Cody'emu coś się stało. Nie darowałabym sobie tego. Ale to oznacza powrót do przeszłości. Do przeszłości od której staram się odciąć. Czemu życie jest tak cholernie trudne?
***
I znów siedzę sam w domu myśląc co robię nie tak. Staram się jak mogę, ale to nie wystarcza. Mój problem tkwi chyba w tym że nie jestem nim. Między nimi jest więź, coś wyjatkowego co ich nie rozdziela. Czasami mam wrażenie że zawadzam. Że ona mnie nie potrzebuje bo ma jego. W głowie ciągle mam te same sceny, te same słowa, tę ich rozmowę.
Majka, KOCHAM CIĘ jak wariat, i szlag mnie trafia że nie możemy byc razem. Jestem wściekły na siebie że nie zrobiłem nic, kompletnie nic gdy jeszcze z nim nie byłaś.
- Kochasz go?
- Tak, kocham go...
I teraz pojawia się koleje i wciąż to samo pytanie. Kim tak naprawdę dla nie jestem? Może muszę się odsunąć, zniknąć. Może najzwyczajniej w świecie nie pasuję do tej układanki, nie pasuję do niej...
***
Podjęłam decyzję. Nie wiem czy słuszną, ale tak mi się wydaję. Nie mam innego wyjścia. Muszę to zrobić czy chcę czy nie. Zbyt wiele osób cierpiało przeze mnie a Cody nie może być kolejny. Robiło się coraz później i usłyszałam kroki. Przyszedł aby usłyszeć co postanowiłam.
- Zgadzam się
- Widzisz ile jesteś w stanie zrobić dla miłości? Szczerze nie podejrzewałbym cię że znasz takie uczucie, nie sądziłem że tobą kierują jakiekolwiek uczucia a tu proszę. Nasza niegrzeczna Majeczka się zakochała. Widać z czasem ludzie się zmieniają
- Ty się nie zmieniłeś
- Tacy jak ja się nie zmieniają
- Załatwię kasę ale daj mi czas i zostaw Cody'ego w spokoju!
- Dobrze, dobrze. Jeśli wywiążesz sie z obietnicy to z jego głowy nawet włos nie spadnie, ale jeśli nie... to się domyśl. Masz trzy dni
- ILE ? Nie zdąże!
- Zegar tyka, pamietaj. A teraz biegnij do ukochanego, jednego bądź drugiego.- rozwiązał mnie i szyderczo się uśmiechnął. Już chciałam dać mu w twarz ale się powstrzymałam. Wiedziałam jak mogę skończyć. Wybiegłam z budynku i poznałam to miejsce. Opuszczona fabryka kilka ulic ode mnie. Prędko biegłam do domu nie patrząc na nic, nawet na ludzi na których wpadałam. wbiegłam po schodach do swojego mieszkania i trzasnęłam drzwiami po czym zaczęłam rozrzucać rzeczy. Usiadłam na łóżku i oparłam się o ścianę. " Dlaczego mnie to spotyka...? Czy aż tak bardzo sobie na to wszystko zasłuzyłam? " - pomyślałam i rzuciłam poduszkę w ziemie.
Pragnę cofnąć czas. Na marne. Jedna myśl nachodzi mi na głowę - by zakończyć całe życie. Po co żyć? - Najlepiej zakończyć to i mieć spokój. Jestem bezsilna, nie wiem co mam robić. Ale jednak mam nadzieje. Póki będzię mieć nadzieje....będę żyć. Jak ją stracę - stracę wszystko... włącznie z życiem. Gdy nadzieja powoli się rozmazuje, czuję, że idzie po mnie śmierć, ze jest już blisko, a ja zamiast oddalać się od niej idę w jej stronę, by razem z nią uciec do świata, gdzie nic nie będę czuć i gdzie odpocznę z ulgą. Raniąc się bardziej wyżywam się na sobie i unikam innych - unikam świata. Robię to, gdyż wspomnienia nie pozwalają mi zapomnieć. Chciałabym nic nie czuć... lecz niestety tak się nie da. Myśę, ze okaleczanie się i karanie coś mi da. Całe moje życie stało się jedna wielką porażką... przez co poddaję się. Powoli znikam. Unikam ludzi. Tracę kontakty. Tak jakbym odchodziła powoli. Nic nie jest w stanie mnie uratować. Robiąc kolejne sznyty... powoli zamykam powieki. I czekam aż zamkną się do końca.... by nareście moja historia się skończyła... by każdy zapomniał o mnie, bo i tak nikt nie był w stanie mi pomóc. Chwyciłam żyletki, zaczęłam ciąć swe dłonie i okaleczać całe ciało. Krew lała się dookoła, czułam ból i rozczarowanie.Wiec wreszcie odchodzę ze śmiercią pod ręke i znikam w ciemnosciach nocy, zapominając o wszystkim co się zdarzyło, by rozpocząć nowe życie w samotności ze swoją chorą psychiką... Straciłam przytomność...
***
i co Wy na to? wiem że smutno zaczyna się robić, ale tak juz chyba pozostanie...
mogę Wam zdradzić że nie będzie happy end'u... cóż, życie nie zawsze jest
kolorowe....moje też nie...czasami lepiej nie otwierać koperty z wynikami badań...
może przez to moje opowiadanie zakończy się w taki a nie inny sposób, ale do zakończenia jeszcze trochę... ;) dziękuję Wam za komentarze . to one sprawiają że mam ochotę pisać dalej...ostatnio pisałam że chcę stworzyć nowego bloga o Mario ale po tym co sie ostatnio stało odeszła mi wena i postanowiłam napisać kolejen o Marco, piszę o nim gdyż najlepiej mi się pisze o nim...będziecie czytać?
wygrana BVB <33 jutro kolejny mecz *_*
pozdrawiam
Pyśka ;*
czekam na komentarze
środa, 24 kwietnia 2013
Rozdział 23
~ ROZDZIAŁ XXIII ~
Odwróciłam się i ujrzałam Marco. Stał z założonymi rekami i wściekłym spojrzeniem. Zapewne wszystko usłyszał. Ale co ja na to poradzę że Cody mnie kocha? Przecież to nie jest moja wina. Chciałam coś powiedzieć ale nie wiedziałam co.
- Nadal twierdzisz że jesteście tylko przyjaciółmi?!
- Tak, to znaczy nie, nie wiem.
- Aha, czyli tylko tyle masz mi do powiedzenia?!
- A co mogę ci powiedzieć? Słyszałeś wszystko
- Wiedziałaś? Wiedziałaś że on coś do ciebie ma?!
- TAK, wiedziałam! Pocałował mnie, potem powiedział że mnie kocha, ale obiecał że mu przejdzie! Ostatnio gdy poszłam do niego to ja go pocałowałam bo tego chciałam! Dzisiaj znowu powiedział że mnie kocha!
- I nic z tym nie zrobiłaś?!
- Reus, a co mogłam zrobić? Powiedzieć mu : Nie kochaj mnie?
- Nie wiem, ale zrobić cokolwiek. Odpowiedz mi na jedno pytanie: Kochasz go?- wiedziałam że prędzej czy póxniej o to zapyta. Odpowiedź jest jedna.
- Tak. Kocham go ale ciebie też. I nie wiem kogo bardziej. Nie chcę stracić ciebie, ale jego też nie. Jestem w kropce.
- Chodź tu do mnie- podszedł i mnie przytulił. Takiej reakcji się nie spodziewałam. Dopiero co mu powiedziałam ze kocham innego a ten nic sobie z tego nie robi. Wiedziałam ile dla niego znaczę, jak bardzo mnie kocha, ale bałam się że ja mogę nie dać mu tyle szczęścia na ile zasługuje.
- Przepraszam, ale ja muszę to przemyśleć...daj mi czas...niedużo ale daj...- powiedziałam i wybiegłam ze stadionu z płaczem...
***
Usłyszałem to czego najbardziej się obawiałem i nie dopuszczałem do mysli. Kocha go. Cholera jasna. Ona go naprawdę kocha! I co teraz? Co będzie z nami? Powinienem pójść do niego, dać w mordę i kazać mu zniknąć z naszego życia, ale straciłbym dziewczynę. Majka nie wybaczyła by mi tego. Dlaczego nie możemy być szczęśliwi? Gdy już wszystko układa się tak jak powinno to coś się psuje. Ciąża o której Maja nic nie wie, Cody który miesza w jej głowie.
- Marco co się znowu stało?- zapytał mnie przyjaciel siadając obok
- Pokłóciłem się z nią
- O co tym razem?
- Nie o co , a o kogo. Cody. Usłyszałem ich rozmowę i ...
- Co usłyszałeś?
- Wiesz co on jej powiedział? Że ją kocha, że żałuje że wcześniej nic nie zrobił gdy nie była ze mną, ale to niej najgorsze. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ona...że ona też go kocha...
- Nie, na pewno nie..
- Powiedziała mi to prosto w oczy! Że go kocha, że wiedziała od dawna że on coś do niej czuje. W dodatku się całowali, nie raz, nie dwa...
- Się porobiło
- Nie mam pojęcia co mam zrobić. Nie wyobrażam sobie życia bez niej, ale po tym co się wydarzyło nie wiem jak to będzie...
- Wszystko się ułoży, musi ochłonąć, jak chcesz to pogadam z Codym
- A co to da?
- Dam mu delikatnie to zrozumienia żeby odpuścił bo i tak z tego nic nie będzie
- Stary, nie wiem co bym bez ciebie zrobił
- Po to jestem, żeby wspierać cię kochasiu...
***
Stałam bod blokiem w którym mieszka Cody. Chciałam pójść do niego i powiedzieć prawdę. Powiedzieć co do niego czuję, kim dla mnie jest i jak wiele dla mnie znaczy. Opowiedzieć mu o sobie, o tym co przeszłam, dlaczego taka jestem. Wiedziałam że mogę mu bezgranicznie ufać. Ale stchórzyłam. Spanikowałam. Nie wiedziałam jak zareaguje. Może uznać to za litość, wdzięczność, nie wiem. Spojrzałam na budynek i poszłam. Do wieczora platałam się po mieście. Myślałam o wszystkim. Robiło się coraz później i ciemniej. Zabłądziłam. Znalazłam się w nieznanej mi dotąd uliczce. Spostrzegłam że od jakiegoś czasu ktoś za mną podąża. Mężczyzna, dobrze zbudowany, wysoki, z kapturem na głowie. Szedł cały czas za mną. Wystraszyłam się i przyspieszyłam. Wpadłam na kogoś i się przewróciłam. Gdy chciałam wstać ujrzałam jego. A właściwie jego oczy. Urwał mi się film....
***
Reus jest moim najlepszym kumplem ale Cody też. Ale wiem ile Majka znaczy dla blondyna i nie mogę pozwolić by Cody to wszystko zniszczył. Postanowiłem z nim pogadać jak facet z facetem
- Siemano, wejdź- odparł gdy otworzył drzwi do swojego mieszkania. Nawet nie postanowiłem sie rozsiadać tylko przejsć do konkretów
- Musimy sobie coś wyjaśnić
- A coś ty taki poważny?
- Bo to jest poważna sprawa. Zostaw Majkę w spokoju
- O czym ty mówisz?
- Ja wiem jak bardzo jej pomagasz, i w ogóle, ale nie mieszaj jej w głowie. Jest szczęśliwa z Marco i niech tak pozostanie
- Niby jak ja jej mieszam?
- Mówisz jej że ją kochasz!
- Powiedziałem prawdę, chciałem aby wiedziała
- Nie mogłeś zachować tego dla siebie?
- Nie nie mogłem! Dowiedziała się i jest okej , to nic nie zmienia!
- Jesteś tego taki pewien? Bo ja nie, zrozum że nie jesteś dla niej taki obojetny!
- Wiem bo mi to powiedziała, ale wiem że nie zostawi nigdy Reusa dla mnie ! NIGDY! A teraz pozwól ale chcę zostać sam- odparł wskazując mi drzwi. Spojrzałem na niego i bez słowa opuściłem budynek.
***
Przerasta mnie to wszystko. Boję się. Chcę przestać ale nie potrafię. Spoglądam na własne ciało, na jego odbicie w lustrze i widzę rany, siniaki. Doprowadza mnie to do wewnętrznego załamania. Przeszukuję torbę i znajduję to co mnie odpręża. Woreczek z białym proszkiem. Ale nie tylko. Żyletki. Robię to przez niego. Najgorsze jest to że nie mogę się od niego uwolnić, bo ona załatwia mi towar. Nie muszę płacić. Ale nie mam nic za darmo. Oddaję mu siebie. Moje ciało. Wszystko było by w porządku gdybym sama tego chciała ale nie chcę. Idę do jego mieszkania, zdejmuję ubrania, on się mną zabawia, a ja cierpię. Cierpię duchowo. Po wszystkim zabieram swoje rzeczy i wychodzę ze łzami w oczach. Czuję sie okropnie. Jak zwykła dziwka, która dla narkotyków jest w stanie pieprzyć się z byle kim by dostac tylko to czego chce. Nie odmawiam mu bo się go boję. Już raz próbowałam. Na początku, Skończyło się okropnie. Byłam młoda, głupia, miałam wszystko przed sobą. Późnym wieczorem poszłam do niego by mu powiedzieć aby mnie zostawił w spokoju. Krzyczałam, wyzywałam go, a ten się śmiał. Śmiał się ze mnie. Dałam mu w twarz i do tej pory żałuję. Siłą zaciągnął mnie do łózka. Nie wiedziałam co się dzieje. Nigdy wcześniej tego nie robiłam z mężczyzną. Zdjemował moje ubrania, rękoma błądził po moim nagim ciele. Starałam sie wołać o pomoc, ale na marne. Wkurzało go że staram się krzyczeć więc usta zakleił mi taśmą. I miał święty spokój z moimi wrzaskami. Nie chciał mnie puścić. Gdy było już "po" uciekłam jak najszybciej się dało. Ale to powracało. Z czasem przestało mi to przeszkadzać. Sprzedałam własne ciało. On za to z czasem stawał się brutalniejszy w naszej zabawie. Stąd siniaki, szramy na ciele czy ślady okaleczeń, nie tylko tych wykonanych przeze mnie. Do tej pory żałuję moich decyzji. Tego co zrobiłam. .....
***
i jak wam się podoba? piszcie w komentarzach ;)
wyczekiwania na mecz *_* liczę na wygraną! jestem zła że Barcelona przegrała i to jeszcze 4:0 z Bayernem ... ta Bayern - nowy klub Goetze! Wkurzył mnie jak nie wiem! Jestem w stanie zrozumieć przenosiny do innego klubu ale nie do największego wroga BVB, szanuję go jako piłkarza, za jego styl gry, technikę ale nie jako człowieka...
koniec wspaniałego duetu Reus- Goetze, teraz tylko Reus ;(
ciekawe jak ich przyjaźń to wytrzyma, ale z tego co widzę to Marco go wspiera , nawet to jego oświadczenie na FB pokazuję że chce mu pomóc w tym ciężkim dla niego momencie, mam nadzieję że ta cała "afera" żle nie wpłynie na grę całego klubu ! jednego nie jestem w stanie zrozumieć : dlaczego Bayern? większa kasa- w BVB zarabia najwięcej, tytuły- też zdobył z BVB, gra w pucharach- gra w półfinale LM, nie rozumiem , nie jestem w stanie tego pojąć.. może wziął sobie do serca cytat z tatuażu Reusa
"THE BIGGEST ADVENTURE YOU CAN TAKE IS TO LIVE YOU DREAMS "
ps. polecam wspaniałego bloga, a nawet dwa: czytajcie i komentujcie !http://meinlebenistscheibe.blogspot.com/
czytasz ? pozostaw komentarz ;)
Pozdrawiam
Pyska <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)